Rozdział dedykowany mojej kochanej Karolajn :3
Komentujcie i miłego czytania!
Zajrzyjcie do polecanych blogów! Zaktualizowałam ją :DD
_______________________________________________
-To... Gdzie chcesz iść? Może pokaże ci zakątki Seattle? -Zapytał Jeff.
-Stary, ty mnie jeszcze dobrze nie znasz! Znam każdy kurewski kawałek tego miasta, cztery dni tutaj jestem!
-Może dobrze cię nie znam, ale trochę o tobie wiem i dobrze o tym wiesz. Jesteś świadomy tego, że wcześniej cię kojarzyłem jako Duff McKagan. Ten wielki, jedyny Duff w Nowym Jorku. Ty mnie...
-Tak, znam cię jako Izzy Stradlin. Może jesteś poziom wyżej, ale nie będziesz mi mówił co mam robić! Skończyłem z tym i nigdy do tego nie wrócę! -Wykrzyknął blondyn
-No, jeszcze zobaczymy. Każdy wraca.
Szwędali się ulicami Seattle. Nie wracali do tematu o którym McKagan nie chciał rozmawiać. Jeff wiedział, że to bezsensu, ale był przekonany swojego zdania-Michaelowi zacznie brakować pieniędzy. Nie będzie miał poczucia lekkiego strachu, adrenaliny... A kto przychodzi ten nie odchodzi. Blondyn wiedział o tym, że Isbell ma rację, bo nikt nigdy nie odszedł, ale nie chciał o tym myśleć.
Weszli do sklepu z płytami-ulubionego miejsca Izzyego. Założycielem był jego brat-Matt, który zawsze bardzo chętnie go gościł. Często palili papierosy na zapleczu albo się upijali. Z zaplecza wchodziło się na schody które prowadziły do małego mieszkania. 2 sypialnie, salon, łazienka i kuchnia w zupełności wystarczały 24 letniemu rockmenowi. Mimo, że zawsze był tam syf i śmierdziało, każdy kto odwiedział brata Jeffrey'a kochał to miejsce. O rok młodsza od Izzyego siostra też była tam mile widziana. Nieraz Rose nie udało się tak szybko uciec ze szkoły, że żaden plastik nie poszedł z nią. Puste dziewczyny z jej klasy podniecał fakt, że ma starszego brata rockmena. Nie dało się ich spławić. Nawet mówiąc im wprost "Spierdalaj" udawały, że tego nie słyszą i szły spokojnie dalej. Były na tyle głupie, że myślały, że podobają się Mattowi, a on naturalnie sobie z nich żartował. Flirtowały z nim.
Izzy wszedł do sklepu, a Duff nieśmiało za nim. Był tam wcześniej, ale nie był świadomy kto jest właścicielem. Jeff pociągnął go za rękę na zaplecze. McKagan popatrzył na niego jak na debila. Stali tam chwile, a Michael ciągle wypytywał się co oni tu robią. Jeff zignorował jego pytania, poszedł do szafki i wyciągnął paczkę czerwonych malboro. Wziął jedną i poczęstował zupełnie zdezorientowanego blondyna który nieśmiało wyciągnął jednego papierosa. Czarnowłosy odpalił obie fajki.
-Malboro... Najlepsze...
-Tak, ale Jeff, co my tu...
-Młody! Jak miło! O, to twój nowy kolega? -Do pomieszczenia wszedł mężczyzna o wzroście Duff'a.- Jestem Matt, brat Izzyego i założyciel sklepu.
-Miło mi, ja Du-Michael. McKagan Michael. -Duff spojrzał na Jeffa, który tylko pokręcił głową żeby dać blondynowi do zrozumienia, że Matt nic nie wie.
-No to widzę, że już cię Młody ugościł -Wskazał ruchem głowy papierosa którego McKagan trzymał w dłoni.
-Tak, tak, ja dziękuje bar...
-Spoko. Może usiądziecie? Daniels'a, Nightrain'a? Rose jest w kuchni i robi mi obiad za winyla Sex Pistols.
Dwoje chłopaków usiadło na kanapie. Matt zaczął opowiadać McKaganowi o życiu w Seattle. Typowe miasto, dużo ludzi słuchających rapu, dzieciaki tańczące na ulicach i grające w koszykówkę. Nocne życie było raczej spokojne. Kilka napadów na rok. Tak przynajmniej myślał Matt, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Jeff był tego świadomy, ale tylko słuchał opowieści brata i potakiwał głową. Nie musiał się wtrącać, bo McKagan znał to miasto o wiele dłużej niż tutaj mieszkał. Ich rozmowę, a właściwie monolog brata Izzyego przerwała Rose. Niosła zapiekankę. Skupiła się na tym, żeby się nie przewrócić, więc nie zauważyła, że nie jest sama z Mattem.
-Dobra, dawaj pły-Izzy, cześć! Em, ta koszulka dzisiaj to wiesz... Em... Wiesz, że cię kocham braciszku mój najukochańszy?
-10 dolców i zapomnimy -Uśmiechnął się Jeff i odpalił papierosa.
-Co?! Tu się jebnij! -Dziewczyna puknęła się palcem w czoło.
-Ach, to ty zapomniałaś, że cię samej do klubu nie wpuszczą? Chyba, że nie chcesz iść, to wiesz...
-Ja pierdole, ok. -Brunetka przewróciła oczami.
-Cześć tak w ogóle. -Wtrącił Duff i uśmiechnął się niepewnie.
-O! Cześć. To tym mi dzisiaj da... -Przerwała wiedząc, że może bardzo łatwo zdradzić, że pali.
-Tak, ja ci dzisiaj pożyczyłem długopis, nie ma za co.
Rose tylko odetchnęła i wyszła z pomieszczenia. McKagan śledził ją wzrokiem. Według niego mimo, że była niska miała boskie nogi i tyłek. Poruszała się bardzo zgrabnie, a długie włosy osłaniały jej plecy. Duff miał zwyczaj rozbierać wzrokiem, co często było zauważane. Dziewczyna wróciła do pomieszczenia, niosąc trzy talerze i sztućce. Każdemu położyła przed nosem talerz, wręczyła widelec i zostawiła mężczyzn samych. Blondyn rzecz jasna wodził za nią wzrokiem. Każdy jej ruch wydawał się mu delikatny. Ona sama też się taka wydawała. Imię Rose pasowało do niej idealnie.
Podczas gdy mężczyźni zajadali się obiadem przygotowanym przez dziewczynę, ona wyszła na papierosa. Nikt na ulicy nie zwracał jej uwagi mimo, że była młoda. Musiała pomyśleć. Rzeczą oczywistą było o czym-Duff. Nie zauroczyła się, nie zakochała. Po prostu wydawał jej się ciekawą osobą. W jej odczuciu był zwykłym gigantycznym niebieskookim blondynem z fajną fryzurą i słuchającym zajebistej muzyki.Chciała z nim porozmawiać, ale nie wiedziała jak. Z resztą,do końca nie potrafiła się zdecydować czy rzeczywiście takiej rozmowy chce. Dopaliła papierosa i wróciła do sklepu.
Podeszła do regału z płytami winylowymi poukładanymi alfabetycznie. Stanęła na palcach gdyż niski wzrost nie pozwalał jej dojrzeć płyt.
-A...b...e...g... -Mruczała pod nosem.
-Cześć, Izzy i Matt są na górze... Zmywają i ja przyszedłem ci pomóc bo te płyty są wysoko i Jeff poprosił żebym...
-Rozumiem, nie denerwuj się tak. Nie zjem cię -Uśmiechnęła się brunetka.
-To jaką chcesz?
-Never Mind the Bollocks -Powiedziała zamyślona dziewczyna. -Sex Pistols.
-Wiem, że Sex Pistols... Lubisz ich? -Zapytał blondyn przeszukując płyty.
-Wręcz kocham. Są całym moim życiem. Sid... Mam jego plakat nad łóżkiem! Jest taki seksowny i...
-Trzymaj. -Podał dziewczynie płytę.
Oczy zaświeciły się jej z zachwytu, a jej zęby wyszczerzyły się w piękny, biały i całkiem szczery uśmiech. Patrzyła na płytę jak na skarb, a McKagan widząc jej zachwyt uśmiechnął się do siebie mimowolnie. Rose przytuliła się do niego i wyszeptała ciche "Dziękuję". Izzy i Matt akurat zeszli ze schodów. Dziewczyna odskoczyła jak oparzona co wcale nie podobało się Duffowi. Chciał jeszcze chwilę potrzymać tą malutką istotkę w ramionach, ale domyślał się dlaczego tak zareagowała. Chciała uniknąć kpin braci, którzy nie daliby jej spokoju. Co z tego że według niej był niesamowicie seksowny? Ona była przekonana, że ma o niej zdanie gówniary. 3 lata różnicy... Niby to nic, ale 14 i 17 lat to jednak dużo w wieku dojrzewania. Pomijając fakt, że Rose zawsze przebywała w towarzystwie starszych i serdecznie nie znosiła rówieśniczek to nie wiedziała jak się "zaopiekować" prawie pełnoletnim mężczyzną. Nie chodziło jedynie o seks-on w jej mniemaniu na pewno miał dziewczyny doświadczone w całowaniu się, były śmiałe i ładne...Była przekonana, że po prostu dopadło ją młodzieńcze zauroczenie. Może podobała się Duffowi? Ale on przecież nie wiedział że jej rodzice posłali ją do szkoły wcześniej! Mógł myśleć że ma 15 albo 16 lat! Trzeba by było mu uświadomić jej wiek...
Na szczęście Jeff i Matt zastali Rose i Michaela w sytuacji nic nie znaczącej. Mała brunetka oglądała płytę z każdej strony delikatnie ją dotykając, a Duff grzebał między płytami Ramones. Dwoje mężczyzn ubrało kurtki i buty. Oznajmili, że wychodzą załatwić ważne sprawy i zostawili McKagana i małą Isbell na osobności. Blondyn nieśmiało uśmiechnął się do brunetki i wskazał ruchem głowy ulice. Dziewczyna doskonale zrozumiała o co mu chodzi, wyszczerzyła zęby w szczerym uśmiechu i podała Duffowi ramoneskę. Ten ją założył i wyszli ze sklepu. Rose zamknęła go na klucz.
Zaczęło się ściemniać a dwoje jeszcze kilka godzin temu zupełnie obcych sobie ludzi spacerowało lasem przy zachodzie słońca. Rozmawiali o muzyce. Temat na który oboje mieli wiele do powiedzenia, ale nie mieli komu się wysłowić. Rose chodziła ze spuszczoną głową, a blondyn obok niej żywo gestykulując. Dziewczyna była bardzo zamyślona. Michael przerwał swoje opowiadanie. Szli w ciszy, jedynie kowbojki Duffa stukały o małe kamyczki na drodze. Nagle chłopak gwałtownie się obrócił i stanął przed dziewczyną. Patrzył jej prosto w oczy. Chwycił ją mocno za nadgarstek, a w jej oczach narastał strach. Nikogo nie było w lesie, wszędzie cicho, a ona nawet nie wiedziała którędy uciec! Była na tyle zamyślona i głupia, że poszła do lasu z obcym facetem i nie patrzyła na drogę. Bała się, że powtórzy się jej historia, której wolała nie pamiętać. Obiecała sobie, że więcej żadnemu punkowi czy rockersowi nie zaufa. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Zrobiło jej się gorąco, nawet nie była w stanie zapłakać. Michael niespodziewanie pociągnął ją w krzaki. Szedł przed siebie nie puszczając jej ani na chwilę. Nawet nie zmniejszył siły uścisku! Bała się, nie wiedziała co zrobić. Tysiące myśli przelatywały jej przez głowę. Gwałt? Najbardziej prawdopodobne. Nie wiedząc kiedy, znalazła się nad stawkiem. Nie potrafiła myśleć jaki on był. Dla niej wydawał się teraz brzydkim krajobrazem, na który z pewnością nigdy nie będzie chciała patrzeć. Stanęli. McKagan podrapał się ręką dziewczyny po głowie. Ta tylko cicho jęknęła.
-O kurwa! Mała, przepraszam! Boże, ja nie chce nic złego! Ja...
Duff poluźnił uścisk, drugą ręką złapał ją za brodę i zmusił żeby spojrzała na niego.
-Boże! Co ja zrobiłem? Ja cię przepraszam, ty się nie bój. Ja cię puszczę, ja muszę... Ja nie chcę... Boże...
-Du-Du-Duff p-p-puść m...
-Już Mała! Ja pierdole co ja zrobiłem! Nie uciekaj tylko, proszę! -Michael puścił jej rękę i szybko otulił ramionami, żeby zapobiec jej ucieczce. Ona próbowała się wyrwać, nie uważała się za pustą dziwkę. Miał bardzo dużo siły. Uspokoiła się. Stwierdziła, że krzyczenie nic jej nie pomoże, bo i tak nie da mu rady. Wiał wiatr. Już zimny, wrześniowy. Duff gładził ją po włosach. Był na siebie wściekły za to, co zrobił. Poczuł jak drży z zimna. Odchylił ją na chwilę od siebie i spojrzał prosto w jej oczy. Zapłakane, czerwone. Nie przerywając kontaktu wzrokowego oznajmił:
-Mała, ja naprawdę nie chcę nic złego! Ja... Bardzo, bardzo cię przepraszam, ja... To miała być... Ja kocham to miejsce, chciałem cię tu zabrać i... Ja... Zaraz ci dam ramoneskę, cieplej ci będzie, tylko nie płacz, proszę...
-D-Duffy ja... D-dobrze... -Oznajmiła dziewczyna przez łzy. Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia. Pominęła dziewictwo.
Serce zmiękło McKaganowi, jak zdrobniła jego imię. Zrobiło mu się przyjemnie ciepło w środku. Uśmiechnął się tylko delikatnie, ściągnął ramoneskę i narzucił na dziewczynę. Poczuł przyjemny, ciepły wiatr na plecach. Dużo emocji, strachu i płaczu mogło sprawić, że dziewczynie wydawało się, że jezioro było okropne, a wiatr zimny. Usiadła na trawie, a Duff obok niej. Siedzieli tak chwile w ciszy, ona ciągle pociągała nosem.
-Wystraszyłeś mnie chuju. Ale wybaczam.
-Dziękuję. -McKagan był szczerze zadowolony z tego, że Rose przerwała niezręczną ciszę. W duchu cieszył się jak dziecko na wigilię.
-Twardo tu...
-To chodź. -Oparł się o drzewo, wyprostował nogi i posadził sobie na nich małą, zdezorientowaną dziewczynę.
Łzy przestały jej lecieć i wreszcie zauważyła w jak pięknym miejscu się znajduję. Opierała się o tors Duffa, wygodnie siedząc na jego nogach. On jedynie modlił się, żeby mu nie stanął. Miała piękne włosy które łaskotały go po twarzy. Jej głos był bardzo uspokajający a oczy lśniące niczym dwie małe gwiazdki betlejemskie. Rozmawiali o bzdurach. Głównie dziewczyna się wypowiadała, a blondyn ją do tego prowokował. Wsłuchiwał się w jej głos. Poprosiła go, żeby opowiedział coś o sobie i całkowicie oparła się na nim. Bawiła się jego ręką podczas gdy on niechętnie opowiadał o sobie. Czuł co raz słabsze ruchy na swoich dłoniach, aż nagle kompletnie ustały. Usłyszał ciche pomrukiwanie i uśmiechnął się do siebie. Rose zasnęła na nim i spała, jak na najwygodniejszym łóżku.
-
Podoba mi się, dodaję do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuńNooo i jak zwykle bosko :D Jaram się Duffem jak cholera...zresztą ja zawsze się jaram Duffem :P
OdpowiedzUsuńCzyżby obydwaj panowie mieli dilerską przeszłość? Albo coś w ten deseń... no się za pewne później okaże :)
Wątek Duffa i Rose jest super. I jak tu ma się dziewczyna oprzeć takiemu facetowi? No nie da się :D ale ją nieźle nastraszył...też bym sobie pomyślała jedno, gdyby mnie ciągnął w krzaki:D ale finał był szczęśliwy i tak słodko razem siedzieli...urocze <3
Rozkręcaj to opowiadanie bo jest intrygujące i w ogóle fajne ;)
Przeczytałam wczoraj, ale na telefonie, więc nie za bardzo miałam jak skomentować. Dobrze piszesz, naprawdę. Czytam też Sweet Child's Word więc mam porównanie... a w zasadzie nie mam, bo oba tak samo dobre :) Opisujesz wszystko naturalnie, realistycznie. Czekam na następne :)
OdpowiedzUsuńaha, mogłabyś zlikwidować weryfikację obrazkową?
Mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm *_____*
OdpowiedzUsuńW ogóle muszę czytać to na raty, bo internet w moim telefonie coś nie ten teges jest -.-
Ale gdybyś Ty widziała moje miny kiedy czytałam ten rozdział, no ja pitole ;______; Ja tu myślałam, że Duffowi jednak coś odwali i na serio jej coś zrobi, ale nie ._. Tylko, żeby nie wyszło na to, że się z tego nie cieszę bo się cieszę, że nic jej nie zrobił. (To zdanie chyba nie ma większego sensu, ale kij z tym ._.)
Przepraszam za ten głupi komentarz, ale na nic innego mnie nie stać ;_;
Przeczytałam już wczoraj ale na telefonie....i znów piszę z telefonu, więc będzie krótko .__.To opowiadanie jest zajekurwabiste tak samo jak tamto drugie nooo...Czytam i czekam :D
OdpowiedzUsuńNie, wcale nie historia miłosna ;-;
OdpowiedzUsuńAle i tak jest super :> Takie kochane zakończenie <3